Fado, fado, fado w trzech aspektach.
Po pierwsze, jako wspaniała kawiarnia, która zagościła na grudziądzkiej starówce.
Następnie, festiwal czyli prawie 6 godzin muzyki i pieśni zagranych przez uznanych wykonawców z dwóch krajów, prezentujących rytmy z całego świata.
Na koniec fado jako muzyka z dalekiej, słonecznej Portugalii, która zabrzmiała w odmiennych wersjach. Wszystko to zaistniało w sobotni wieczór, pierwszego dnia lipca, w Centrum Kultury Teatr.
Tomasz Bakowski i Wojciech Litwiński – to oni w przebłysku odwagi postanowili stworzyć miejsce spotkań, rozmów, obcowania ze sztuką, dobrym jedzeniem i winem w Grudziądzu. Na wzór Portugalskich kawiarenek otworzyli na ulicy Mikołaja Reja – Fado Cafe – miejsce słynne już na całą Europę. Przekształcenie zapomnianej grudziądzkiej uliczki w kolorowy zaułek Porto to dla nich za mało. Swoją miłość do kultury kraju koguta postanowili wyrazić w festiwalu tradycyjnej portugalskiej pieśni fado.
Tegoroczny szósty festiwal zgromadził w teatrze komplet widzów i znamienitych gości, wśród których najważniejszym był Ambasador Portugalii w Warszawie Pan Luís Cabaço. Towarzystwa tak prestiżowej osobie dotrzymywali przedstawiciele władz miasta, województwa, Rządu RP i posłanki na Sejm. Nie zabrakło również osób reprezentujących sponsorów tego wydarzenia. Tych wspaniałych gości przywitał Przemysław Talkowski a Festiwal poprowadził znany dziennikarz muzyczny – Marcin Kydryński.
Najważniejsza w tym wszystkim była oczywiście muzyka zaprezentowana w czterech odsłonach. Zaczęło się lirycznie i z szacunkiem dla oryginału. Edyta Geppert w towarzystwie gitarzysty zaczarowała widzów swoimi interpretacjami w stylu Fado. Jej cudowny głos wpleciony w wibrujące struny zawiódł nas w krainę rozmarzenia, zadumy i miejsca odpoczynku, opowiadając o miłości, losie i własnych potrzebach. Programem specjalnie przygotowanym na ten koncert, artystka pokazała nam swój wielki kunszt i zdolność fascynowania głosem. Mówi się, że fado śpiewane nie po portugalsku nie jest fado ale pieśni Edyty Geppert to polska odmiana tej muzyki. Cudownie zanurzyć się w tej liryce w dźwiękach i słowach, które się rozumie. Kiedy zarówno melodia i treść przemawiają nie tylko do serc ale i naszych umysłów.
Kontrapunktem dla pierwszego recitalu był występ młodej reprezentantki sceny Fado – Sary Correia z zespołem. Ten niesamowity głos, silny niczym uderzenia fal Atlantyku, wznoszący się wysoko jak oceaniczny wiatr, pokazał nam Fado odmienne od wyobrażeń. Utworom oddającym cześć nostalgii saudade, towarzyszyły także inne, pełne energii i życia. Wszystko to w akompaniamencie gitarowego tria z niesamowitymi partiami solowymi, szczególnie tymi na gitarze portugalskiej. Na zakończenie artystka pokazała nam swoje zdolności wokalne, śpiewając bez użycia mikrofonu. W sali wypełnionej widzami jej energia rozniosła się z prawdziwą mocą.
Po tej podróży w krainy rodzimej łagodności i kobiecej siły z południowego-zachodu Europy, przyszedł czas na odmienne klimaty muzyczne. Kayah i Marcin Wyrostek dali koncert najbardziej bogaty w różnorodne treści. Marcin Wyrostek – niesamowity akordeonista, który swoim instrumentem zastąpić potrafi całą orkiestrę, zagrał na mim takie dźwięki, których ten instrument nie powinien w ogóle wydawać. Było magicznie, ambientowo i klasycznie. Solowe wykonanie „Zimy” Antonio Vivaldiego wprowadziło nas w niemy zachwyt. Cała sala zamarła w niedowierzeniu – ale tak, to się wydarzyło, przez moment na scenie w kompletnej ciemności grała cała orkiestra.
Kayah przeniosła nas na Bałkany w rejony niespełnionych miłości i konfliktów. Zaskoczyła zaś odmiennymi interpretacjami swoich wielkich przebojów. Jej „Testosteron” zgrany lirycznie a nie dynamicznie, tylko podniósł uwagę na główny temat utworu. Również inaczej zagrany i zaśpiewany został przebój „Byłam różą”. Cały koncert pełen był życia, interakcji z widzami, delikatnych komentarzy do sytuacji politycznych, życzeń pełnych miłości i przesłań dla pokoju na świecie.
Dużo różnorodnych energii, które pozostawił trzeci koncert wymagało wygaszenia, ostudzenia przed nocnym powrotem do domu i ciepłych łóżek. Organizatorzy chyba wiedzieli o tym, bo na koniec zgotowano nam występ Księcia Fado. Camané – jeden z najwspanialszych fadsistów przełomu wieków uwiódł nas swoim, ciepłym wibrującym głosem. Cudowne, melancholijne dźwięki, kołysały nas w rytm wyobrażonych, nadmorskich fal. Dźwięki gitar wybrzmiewały w sali teatru echami wieczornych, lizbońskich uliczek. Klasyka nastroju i wyciszenia z doskonałym akompaniamentem, z oczywiście obecną gitarą portugalską. Jej dźwięki są tak melodyjne, łagodne i długie jak wieczorna bryza. Blisko jej do instrumentów dalekowschodnich, swą melodyką wnosi do fado odrobinę orientu, ale to normalne dla muzyki powstałej w dzielnicach portowych, miejscu wymiany kultur, historii, opowieści. Te wyśpiewane przez Camané na długo pozostaną w sercach słuchaczy.
Nasyceni różnymi dźwiękami, z duszą muśniętą saudade, wspominamy ten fascynujący festiwal, który zaprezentował nam prawdziwe Fado w różnych odsłonach. Dwa pokolenia fadistów i dwa oblicza tej muzyki. Dla takich, którzy nie znają bogactwa portugalskiej kultury, pieśni o losie i przeznaczeniu kojarzą się z utworami w stylu Księcia Fado. Młoda Sara Correia odsłoniła przed nami inne oblicze tej muzyki, bardziej dynamiczne, pełne energii, siły. Skąd bierze się ta odmienność, z innych korzeni, kobiecej emocjonalności, nowego stylu – nie wiem. Wiem jednak, że fado skradło tego wieczoru wiele serc w obu swoich wydaniach.
Wielkie podziękowania należą się organizatorom za to wydarzenie, które przyniosło nam przepiękny fragment kultury z tak odległego kraju jak Portugalia.
Takie wydarzenia chętnie gościmy na stronach naszego portalu www.grudziadzmiastootware.pl
Autor Adam Milewski