Skonaktuj się z nami    kontakt@grudziadzmiastootwarte.pl
Witamy na portalu GrudziadzMiastoOtwarte.pl. Miłego dnia!

W cyklu wywiadów pt.

prezentujemy Zuzannę Menard

– młodą artystkę, z dużym dorobkiem kulturalnym.

Wywiad prowadziła Paulina Janikowska.
Zuzanna Menard jest uczennicą klasy maturalnej I LO w Grudziądzu oraz młodą artystką,
która o sobie mówi: „Szukam formy dla tego, czego w pełni nie uda mi się skreślić”.
Do tej pory jej twórczość można było śledzić poprzez jej Instagrama (@zuzanna_perlman),
teraz część z nich możemy odnaleźć w nowo wydanym tomiku poetyckim „Aromat poezji”.

Z wielką radością przedstawiamy
Zuzannę Menard

Paulina Janikowska: Kiedy zaczęłaś pisać? Co spowodowało, że zaczęłaś wyrażać siebie w poezji?
Zuzanna Menard: Zaczęłam pisać dosyć późno, bo w pierwszej klasie licealnej. Wcześniej trwałam w „amatorskiej swawoli”, w żonglowaniu słowami. Idąc do szkoły średniej, zdecydowałam, że skoro okres liceum ma być tym świetnym czasem w moim życiu, to dlaczego by tego czasu nie zapisać? Udało mi się to zrobić w postaci pamiętnika. Po drodze oczywiście pisałam też sporo  esejów, rozprawek, felietonów i wierszy właśnie…

P.J: W wolnym czasie lubisz czytać, co czytasz najczęściej?
Z.M: Czytam to, co jest ważne – to, co społeczeństwo uważa za ważne – bo chcę w ten sposób wyrobić sobie osąd na temat tego społeczeństwa, na temat jego gustów. Próbuję wyciągnąć z tego generalne prawdy związane z ludzkością. Ostatnio zajrzałam do Annie Ernaux. Nie wiedziałam, czego się spodziewać po twórczości noblistki, ale pomyślałam, że skoro Ernaux została wyróżniona, to warto byłoby coś o niej wiedzieć. Takie pozycje czytam aktualnie najczęściej – głównie te, które pozwolą mi się wykształcić i poszerzyć horyzonty.

P.J: Skąd bierzesz inspirację do pisania, co pomaga Ci odnaleźć wenę?
Z.M: Kiedyś zaistniał we mnie konflikt wewnętrzny, bo wierzyłam, że wena istnieje. Jeżeli nic nie napisałam, zakładałam, że to przez wenę, bo do mnie nie przyszła. Całą odpowiedzialność za swoją twórczość składałam w rękach weny, która jest po prostu pojęciem fikcyjnym i teraz już o tym wiem. Pisanie, tworzenie tekstu to praca. I faktycznie, zdarzały mi się momenty, w których nie pisałam, ale to nie miało nic wspólnego z weną – po prostu czasami nie mam ochoty czegoś robić. Jak mówiłam, tworzenie to praca, więc jeżeli chcę być w czymś dobra, to staram się tego nie zaniedbywać. Mówienie, że nic nie napisałam, bo wena do mnie nie przyszła, to zwykłe usprawiedliwianie swojej opieszałości. Wiem, że wielu ludzi to zwolennicy weny, ale ja w nią nie wierzę. Zwyczajnie staram się iść przed siebie bez przerwy. Nieważne, czy jestem szczęśliwa czy nie – i tak o tym napiszę. Zresztą nie ukrywajmy – sztuka jest też po to, żeby w pewien sposób się zanalizować, dokonać autoterapii. To, co piszę, jest mną, to są bardzo osobiste rzeczy. I nie wiem, skąd wzięła się we mnie odwaga, aby dzielić się prozą na Instagramie czy żeby publikować swoje wiersze, a później wydać tomik. Chyba w pewnym momencie zdecydowałam, że chciałabym chwalić się tym, co robię. Jestem dumna, że to, co piszę, jest prawdziwe, to znaczy zgodne z moimi odczuciami.

P.J: Czym dla Ciebie jest poezja? Do czego dążysz w swoich utworach?
Z.M: Mój związek z poezją paradoksalnie nie istnieje. Zawsze bardziej interesowała mnie proza – to ją uwielbiałam czytać, z nią uwielbiałam się zaznajamiać, za jej pomocą opisywałam świat. Liryka ma do siebie to, że w swojej zwięzłej najczęściej formie, w tej swojej „krótkiej sukience” – bo liryka jest przeciwieństwem prozy noszącej „długie szaty” – bywa ozdabiana enigmatycznymi wzorami, których nie da się rozszyfrować. Kiedy na lekcjach języka polskiego czytałam jakiś wiersz, to widziałam obrazy należące do mnie, do mojej głowy. Przez to interpretacja sprawiała mi zwykle największą trudność, czułam się zniechęcona. Z prozą natomiast nigdy nie miałam takiego problemu. A czym jest poezja? Nie znam definicji poezji. Dlatego zawsze drażni mnie, kiedy komuś zdarza się powiedzieć o mnie ,,poetka”, bo piszę wiersze. Nie mogę nazywać się poetką, nie znając definicji poezji. To, że znalazłam swoje miejsce w utworach pisanych wierszem, jest kwestią czystego przypadku. Wiersze piszę w różnych okolicznościach – na przerwie między lekcjami, w autobusie, na spacerze z psem i kiedy łapie mnie myśl, absurdalna myśl, dla której chciałabym znaleźć metaforę. Chyba nie jestem jeszcze na takim etapie, żebym mogła odpowiedzieć na pytanie „Czym dla ciebie jest poezja?”.

P.J: Czego szukasz w książkach, co jest dla Ciebie ważne?
Z.M: Olimpiada Literatury i Języka Polskiego nauczyła mnie, że warto orientować się we wszystkim. Jeżeli coś jest klasykiem lub jest kultowe, czuję potrzebę, żeby to znać. Marzy mi się, aby kiedyś zostać osobą bardzo wykształconą, bo nie wiem, czy teraz mogę tak o sobie powiedzieć. Czytam więc bardzo dużo: zarówno romanse, jak i kryminały oraz książki psychologiczne. Mimo to mam jednak swoje ulubione kategorie i są to lektury, które skupiają się na emocjonalności i na konflikcie człowieka ze społeczeństwem. Najbliższym mojemu sercu jest motyw bohatera zmagającego się ze światem oraz jego zasadami. Poszukuję w książkach dramatyzmu, tragizmu, cierpienia – takie książki przeżywam  najbardziej, po nich zostają we mnie najpiękniejsze refleksje. Ubóstwiam chwile, kiedy po przeczytaniu książki zdaję sobię sprawę z tego, że ,,Tak, ja cały czas miałam w sobie dokładnie to, o czym jest tutaj mowa – po prostu nigdy nie umiałam tego nazwać”.

P.J: Czy istnieje dla Ciebie artysta, który ma wyjątkowy wpływ na Twoją twórczość, jest Twoim wzorem?
Z.M: Jeżeli chodzi o pisanie i czytanie, to staram się nie uznawać autorytetów, może brzmi to nieco nihilistycznie… W każdym autorze, którego czytam, jestem w stanie znaleźć coś, co mi odpowiada. Staram się nikogo nie faworyzować, po prostu czerpię trochę z jednego twórcy, a trochę z innego. Zachowuję ostrożność w ocenie, bo uważam, że, żeby zrozumieć pisarza w pełni, musiałabym nim być. Poza tym chcę „różnej” literatury w życiu i to jest dla mnie ważne. Jeżeli jednak musiałabym wybrać, to wskazałabyn na André Acimana. Uwielbiam jego język, jest niezwykle wzruszający. Narracja utworów pióra Acimana i sposób, w jaki pisze o relacji z drugim człowiekiem, są niesamowite i inspirujące. Intryguje mnie, jak wiele można powiedzieć, nic nie mówiąc i jak pełna może być relacja, o której społeczeństwo powiedziałoby, że w ogóle nie istniała (odnośnie jego bohaterów). Po każdej powieści Acimana siadałam w kącie pokoju i zastanawiałam się, co mogę zrobić, żeby to, co przeżywam, było tak wyjątkowe jak egzystencja zaprezentowanych bohaterów literackich…

P.J: We wtorek 14.03 miał miejsce Wieczorek Poetycki, podczas którego przedstawiony został pierwszy tomik poetycki, w którym znajdziemy m.in. Twoje wiersze. Czy chciałabyś podążać dalej
w tym kierunku? Jak widzisz swoją twórczość w przyszłości?
Z.M: Miejsce człowieka w świecie jest przypadkowe i losowe. Wiele spraw zależy od tego, w jakim wydarzeniu weźmiesz udział, jakie jest twoje zdrowie, w jakim otoczeniu przebywasz. Ja znalazłam się w takim miejscu, że w pewien wtorek przyjaciółka wysłała mi post promujący pierwszy slam grudziądzki organizowany m.in. przez Dariusza Dłużyńskiego, który pod koniec tego slamu, na którym zaprezentowałam swoje wiersze, zaproponował mi uczestnictwo w spotkaniach, które organizuje grupa Twórcze Spotkania Przy Kawie. Pomyślałam, że spróbuję, a później zaczęłam chodzić na spotkania regularnie. Spotkałam wielu fascynujących ludzi – osoby dojrzałe, które przeżyły w życiu znacznie więcej ode mnie, a później osoby młodsze. Tam mogłam wyrażać swoje opinie przed pewną publicznością, mogłam podzielić się moją twórczością. Dzięki temu zyskałam pewność siebie, a owocem naszej pracy, jest właśnie tomik poetycki „Aromat poezji”. Znajdują się w nim wiersze autorstwa kilkorga młodszych twórców należących do naszej grupy. W tej antologii przedstawionych jest po pięć utworów każdego z autorów. Dziś trudno jest mi powiedzieć, czy po ukończeniu liceum dalej będę pisać wiersze – to zależy od tego, czy znajdę w nowej przestrzeni ludzi, obiekty i zjawiska, o których warto pisać. Być może stanę się smutnym, dorosłym człowiekiem, który stwierdzi, że warto zająć się praktyczną częścią życia. Nie wiem.  Jeżeli miałabym szansę, to oczywiście chciałabym wydać coś jeszcze. Spotkałam się z wieloma głosami twierdzącymi, że to, co piszę, jest wyjątkowe. Nie wybitne, przynajmniej nie teraz, ale jest to wyjątkowe, a ja chcę móc coś po sobie pozostawić. Chcę mieć wpływ na cudze istnienia, bo wiem, jak wspaniałe jest to, jak duży wpływ wywarła na mnie w ostatnich latach na przykład Olga Tokarczuk. Widzę, jak cudownym zjawiskiem jest fakt, że idee, jakie Tokarczuk przekazuje w swojej twórczości, na mnie oddziałują. Marzy mi się, aby więcej osób czytało to, co piszę, bo zauważam, że osoby obserwujące mojego Instagrama często dają mi znać o tym, że utożsamiają się z moimi pracami i że one pomagają im coś zrozumieć. Zawsze mnie to uszczęśliwia, że mogłam pokazać komuś, że jego uczucia nie są dziwne, a unikatowe.

P.J: Rok temu zostałaś finalistką Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Czy zdobyte dzięki temu umiejętności i doświadczenie pomogły Ci w rozwijaniu swojej twórczości, czy może to
Twoja twórczość pomogła Ci w zdobyciu tego tytułu?
Z.M: Przygotowanie się do olimpiady trwało 3 lata. Żeby zostać olimpijczykiem – finalistą czy też laureatem – trzeba po prostu wiedzieć. Musiałam więc wiele kwestii pojąć i odczytać na nowo, dzięki czemu mój zasób wiedzy poszerzył się. Poznałam też nazwiska, które wtenczas wydawały mi się niezwykle programowe. Podejrzewam, że gdybym w ciągu ostatnich 3 lat nie poznała tych twórców, to poznałabym ich dopiero później – na studiach. Cieszę się jednak, że stało się to szybciej, ponieważ dotarłam dzięki temu do wartościowych treści. Niektóre złote myśli tak silnie się we mnie wwierciły, że zdarzało mi się nieświadomie do nich później nawiązywać. Myślę, że to przygotowania do olimpiady pozwoliły mi na tak swobodne wykorzystywanie zdobytej wiedzy.

P.J: Wiele młodych osób boi się poezji, uważa, że jest ona trudna. Czy według Ciebie warto do niej zasięgnąć? Jak zacząć obcować z poezją, żeby się do niej nie zniechęcić?
Z.M: To trudne pytanie, ponieważ wydaje mi się, że istnieje dużo młodych osób takich, jak ja z kiedyś, czyli takich, które siedzą na lekcji i zasmucają tym, że ich własna interpretacja poezji nie zbiega się z tym, co podstawa programowa proponuje. Z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo krzywdzące. Bardzo chciałam rozumieć wiersze, ale podstawa programowa informowała mnie, że nie umiem ich zrozumieć – co oczywiście było fałszem, bo wiersze są po to, żeby każdy widział je innymi. Wydaje mi się, że kiedy młoda osoba, nabuzowana emocjami, skupiona na swojej codzienności, zasiada do ławy na 45 minut, żeby przeczytać wiersz jakiegoś pana sprzed 300 lat, myśli sobie: ,,Nie, to nie jest dla mnie, co mnie to obchodzi”. Bywa, że brakuje nam przestrzeni na porównywanie wierszy z nami i naszym życiem; na to, żebyśmy mogli zobaczyć, że archaiczny, pełen metafor język nie oznacza wcale, że coś nie jest przeznaczone dla nas. To, że barokowy Naborowski pisze o tym, że nasz żywot jest tylko chwilą, nie jest argumentem przemawiającym za wykluczeniem młodych z grona odbiorców. Przecież ten temat też dotyczy młodego człowieka. Jak zatem przekonać taką osobę, aby zechciała słuchać o śmierci i przemijaniu, skoro ma w sobie młodzieńczą witalność? Myślę, że da się to zrobić, jeżeli się chce, ale trzeba do tego znaleźć odpowiednie miejsce i warunki. Wiele osób boi się poezji, ale wielu z nas, młodych ludzi, pisze swoje utwory. I nie chodzi o garstkę ludzi, bo nas jest bardzo dużo…

P.J: A od czyjej poezji zaczęłaś Ty?
Z.M: Od czyjej poezji zaczęłam ja? Od Filipa Szcześniaka (ps. Taco Hemingway), polskiego rapera. To, co tworzy Taco, w mojej opinii jest poezją śpiewaną. Wystarczy przyjrzeć się kilku jego kawałkom (mówię tu zarówno o sposobie zapisu tekstu, jak i o tym, co Filip robi ze swoim głosem). Mężczyzna czasem wręcz nie śpiewa, ani nie rapuje, tylko melorecytuje, a robi to z ujmującym wyczuciem. Jeżeli ktoś pyta mnie, od czyjej poezji zaczęłam, to nie podam nazwisk pisarzy figurujących w podręcznikach, tylko wspomnę właśnie o Filipie Szcześniaku, któremu zawsze będę wdzięczna za to, jak wniknął do mojego świata i jak nazywał przeżycia, których czasem sama nie potrafiłam nazwać…

P.J: To trudne pytanie, ale jeżeli miałabyś w kilku zdaniach opisać siebie i swoją twórczość, jak byś to zrobiła?
Z.M: Pozwolę przytoczyć sobie pewną sytuację. Ostatnio czytałam „Osobisty przewodnik po Pradze” Mariusza Szczygła. Na Starym Mieście w Pradze znajduje się pomnik Franza Kafki (autor: Jaroslav Róna), któremu myślę, że warto się przyjrzeć. Róna, kiedy zapytano go o myśl przewodnią, która towarzyszyła mu podczas tworzenia tego pomnika, odpowiedział, że było dwóch Franzów: jeden tworzył, a drugi po prostu istniał, przyjmując to, co życie mu podrzucało. Obaj zlewali się ze sobą, jeden próbował zdominować drugiego, aż w końcu Kafka piszący tak pokierował drugą osobistością, że wszystko złożyło się w jedną całość i się dopełniło. Mniej więcej w taki sposób zapamiętałam koncepcję Pana Róny. O sobie mogę dodatkowo powiedzieć, że jestem osobą, która zawsze podejmuje doskonałe i dobre decyzje, które nie zawsze są doskonałe i dobre. Kiedy zdałam sobie sprawę z mocy słowa i literatury, zapragnęłam zacząć kreować swoje życie, wpaść w kreacjonizm. Podążam takimi ścieżkami, które pozwolą mi coś napisać. Mimo że moje życie może wydawać się nudne, jest to nuda pozorna, bo codziennie spotykam wspaniałych ludzi. Moja codzienność usłana jest intrygującymi spojrzeniami, które nie zawsze można wyjaśnić, trudnymi do odgadnięcia interakcjami z innymi ludźmi, emocjami, których doświadczam w autobusie, w szkole na ulicy… Sama jestem jak ta wielka emocja, która po prostu pragnie być zapisana. Bez literatury, z którą mam trudną i toksyczną, a zarazem piękną i nietuzinkową relację, czuję się wybrakowana…

P.J: Co mogłabyś poradzić innym, młodym ludziom, którym brakuje odwagi do rozpoczęcia swojej przygody z pisaniem?
Z.M: To jest trudne pytanie, bardzo trudne pytanie, bo mogłabym powiedzieć wszystko. Nawiązując do tego, o czym już wspomniałam, wielu z nas pisze, mimo tego, że nie każdy ma odwagę się pokazać. Jeśli rozważamy rozpoczęcie przygody z pisaniem, sądzę, że dużo zależy od wewnętrznej woli  zainteresowanego. Myślę, że może zabrzmieć to banalnie, ale trzeba zwyczajnie spróbować.
Wyobraźmy sobie, że istnieje człowiek, który chce zacząć pisać, ale nigdy się tego nie podejmuje. Istnieje 50% szansy, że ta osoba straciła coś, co mogło stać się najważniejszą stałą w jej życiu. Jeżeli ktoś czuje, że chce spróbować pisać, warto zaryzykować i poczuć, jak to jest… A jeżeli, przekonawszy się, jak pisanie wygląda w praktyce, ktoś pisząc, obnaża się za bardzo i nie czuje się z tym dobrze, niech ucieka. Bo jeżeli nie zrobi tego w porę, to ta literatura schwyta takiego delikwenta między swoje szpony i nie znajdzie on już spokoju. Trzeba umieć postępować z literaturą i z jej tworzeniem.

Fot. Natalia Dembek.

Przeczytaj także inne wywiady