„Harmoszki i pocztówki” – moc rzeczy niedocenianych
Grudziądzki Klub Akcent to miniatura naszego Teatru, kameralna scena i galeria w których odbywają się imprezy mniejsze, często jednak artystycznie dorównujące tym z dużego gmachu. W czwartek 12 października 2023 r. odbyły się tam dwa wydarzenia, które w przedziwny sposób odtwarzają paralelne cechy tych dwóch świątyń kultury, dodając jednocześnie swoje własne. O godzinie 18. rozpoczął się wernisaż wystawy grafik i malarstwa Marka Głowackiego „MINI . MA” a przed godziną 19. miał miejsce koncert Gdańskiej Orkiestry Akordeonowej „Pulsanti” w ramach Grudziądzkich Wieczorów Muzycznych. Pokazano więc nam „małe obrazki” i zagrały „harmonie”?… O nie, myliłby się ktoś trywializujący zaprezentowane dzieła i użyte instrumenty! To co się wydarzyło było magiczne i potężne w swej maestrii! Zacznijmy więc od końca.
Akordeon to jeden z najpiękniejszych instrumentów muzycznych, nie tylko ze względu na swą budowę i wykonanie ale przede wszystkim, ze względu na możliwości dźwiękowe. Przez wiele lat uważany był za instrument drugorzędny, popularny, używany przez kapele weselne i podwórkowe. Dopiero kilkadziesiąt lat temu dostrzeżono jego zalety i zaczęto wprowadzać na sale koncertowe.
We współczesnej formie jest to konstrukcja stosunkowo młoda, pochodząca z XIX wieku i unowocześniona w XX stuleciu, jednak jego korzeni możemy szukać już 3000 lat temu w Chinach, gdzie powstały pierwsze aerofony zwane szeng (sheng).
Nowoczesne akordeony potrafią grać aż w 8 oktawach, jednakże ich siła zawarta jest w możliwości modulacji dźwięku. Mistrzowie akordeonu potrafią nie tylko wydobywać tony z przeciwnych zakresów skali ale także modyfikować kształt dźwięku. Na akordeonie można więc udawać grę zarówno na trąbce jak i altówce czy skrzypcach, w dźwiękach długich i krótkich. Przyzna to każdy, kto z zamkniętymi oczami wysłuchał kiedyś „Zimy” z „Czterech pór roku” Vivaldiego w wykonaniu Marcina Wyrostka. Jak pisze Magdalena Pasternak „Akordeon to „niewyeksploatowany pokład barw, jakby organy, instrument dęty, może śpiewać prawie jak skrzypce i w ogóle upodobnić się do każdego instrumentu – zwłaszcza w kameralistyce może być wszystkim”. W sprawnych rękach ten instrument potrafi być więc miniaturą orkiestry kameralnej a „bogactwo brzmień, które powstaje w połączeniu trzech akordeonów, porównywalne jest do orkiestry symfonicznej” (Magdalena Nowicka-Ciecierska /magazyn muzyczny Scala nr 9/).
Czwartkowy koncert był więc świętem akordeonu w dłoniach aż dziesięciorga instrumentalistów, którymi dyrygował Piotr Mitelski. To grono uzdolnionych studentów i absolwentów Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku zaprezentowało nam repertuar różnorodny. Utwory komponowane na akordeon klasycznie i nowocześnie ale także transkrypcję i aranżacje melodii napisanych dla innych instrumentów. Niezwykle ciekawie zabrzmiały dwa utwory Arama Chaczaturiana – stateczny ale silny walc „Maskarada” oraz dynamiczny „Taniec z szablami”. Najbardziej intrygująco wypadła bardzo nowoczesna w formie kompozycja Krzysztofa Naklickiego „Jubilate” – prawdziwe pole do popisu dla wszystkich wykonawców.
Tak oto dziesięcioosobowa „galeria miniaturowych orkiestr” zabrała nas do akordeonowego nieba, gdzie dźwięki i melodie odległe są od tych powszechnie przypisywanych „harmoniom”. Ci młodzi muzycy naprawdę potrafią wydobyć ze swoich akordeonów cały ich potencjał, przyczyniając się do popularyzacji i nobilitacji tych instrumentów.
Tymczasem wcześniej w galerii wystawowej miało miejsce zdarzenie o podobnym charakterze. Marek Głowacki, toruński artysta plastyk, animator kultury, projektant wnętrz i miłośnik ekslibrysu, przywiózł do Grudziądza swoje graficzne miniaturki. Nie napiszę tu oczywiście, że jego obrazki są miniaturami galerii pokroju Luwru ale napiszę, że podobnie jak akordeon może udawać coś większego tak malarstwo w małym formacie może w pełni oddawać siłę dużych dzieł.
Marek Głowacki zaprezentował nam dwie formy swej ekspresji: ekslibris, który tworzony jest komputerowo oraz obrazy malowane w formatach pocztówkowych. Filozofię ekslibrysu artysta przedstawił nam już kilka miesięcy temu, przy wystawie prezentującej dzieła zgromadzone we własnej kolekcji, stworzone przez wybitnych Polskich twórców. Tu nadmienię tylko, że tworząc te ozdobne znaki należy skupić się na oddaniu osobowości ich właścicieli, widzianej przez pryzmat grafika. Oczywiście bez znajomości osób, dla których je stworzono trudno określić trafność tego spojrzenia, mimo to warto zachwycić się pięknem zwartym w tych lapidarnych kształtach i kolorach.
Miniatury Marka Głowackiego zasługują na osobną uwagę. Te maleńkie dzieła nie są spętane ograniczeniami formalnymi ekslibrysu więc artysta mógł pozwolić sobie na większą swobodę. Pomimo tego obrazy te są oszczędne w kolory i kształty, co wynika zarówno z wyborów estetycznych jak i chęci zachowania klarownego przekazu. Obraz w miniaturze pełni bowiem te same funkcje jak dzieło wielkoformatowe – jest formą ekspresji artysty ale też nośnikiem przekazu wywołującego określone emocje. Marek Głowacki nie zamalowuje swoich dzieł w abstrakcyjne kształty i kolory; z pietyzmem maluje fale, trójkąty, okręgi i promienie układające się w rozpoznawalne kształty pejzaży, rzeczy, zwierząt. Jego obrazki pozbawione są tytułów, bo jak sam mówi – „nie chce w ten sposób narzucać odbiorcy określonej interpretacji”; jednakże w większości dają się „odczytać” co tylko wzmacnia odczucia płynące z podziwiania ich piękna. Fajerwerki rozdzierające noc kolorową łuną, żaglówka sunąca statecznie pod wieczornym niebem, konie galopujące na wyśnione łąki czy kot śpiący na boisku to tylko wybrane z nich.
Zagadkową stroną dzieł Marka jest technika w jakiej powstały. Wydaje się, że podobnie jak ekslibrysy, są to wydruki obrazów komputerowych – artysta zapewnia, że tak nie jest. Może więc są to obrazy malowane aerografem, mają w sobie bowiem wszelkie cechy tej techniki. To też nie jest prawda. Jedyne co łączy miniaturki z wydrukami to użycie farby drukarskiej jako twórczego medium. Natomiast aby naśladować rysunek aerografem artysta używa różnych technik i przedmiotów, na pewno korzysta z szablonów. Niczym akordeonista oddający tony innego instrumentu, toruński grafik używa własnych metod by tworzyć pracę wykonane jakby innym narzędziem.
Zachwyt jakie wywołują wystawione miniaturki jest szczery, zwłaszcza gdy dostrzeżemy harmonię pomiędzy tematem, kolorem i kształtem. Zadziwia mistrzostwo w wykorzystaniu małego formatu graficznego. Tak jak akordeoniści z zespołu „Pulsanti” potrafią z instrumentu mieszczącego się w rękach wydobyć brzmienia całej orkiestry, tak Marek Głowacki na małej płaszczyźnie, za pomocą kilku kształtów i kolorów potrafi opowiadać całe historie.
Niestety, ci którzy nie byli na koncercie nie mogą sami obcować z emocjami wywołanymi przez muzyków, wszyscy mogą jednak do 5 listopada przekonać się jak piękne są dzieła grafika, do czego szczerze zachęcamy.
Czwartkowy wieczór w Akcencie był niesamowitym wydarzeniem artystycznym, bogatym w wielowymiarową symbolikę. Zawsze staramy się być na takich wydarzeniach i informować o nich na portalu www.grudziadzmiastootwarte.pl.
Adam Milewski