

Nadszedł kolejny weekend, jak co tydzień. Pora odpoczynku dla ogromnej większości z pracujących (chociaż nie dla wszystkich. Ktoś musi stać na straży porządku, gasić pożary, zaopatrywać nas w media do mieszkań, pilnować granic).
Skąd wziął się podział czasu na tydzień, liczący siedem dni? Jego historia sięga 4.000 lat wstecz, w czasy babilońskie, chociaż wtedy nie było jeszcze niedzieli jako dnia wolnego.
Napisałem tytuł „O weekendzie”, chociaż to słowo ma bardzo krótką historię, jeśli pod nim rozumiemy wolną nie tylko niedzielę, ale i sobotę. Niedziela (w naszej kulturze śródziemnomorskiej) też nie była od początku wolnym dniem. Wprowadził to cesarz Konstantyn Wielki w imperium rzymskim, jako państwowe święto, w roku 321 (chociaż nie objęło jeszcze pracujących na wsi). Chrześcijaństwo było już dozwolone i stawało się religią panującą (w roku 380 cesarz Teodozjusz ustanowił chrześcijaństwo jedyną religią państwową; wszystkie inne religie zostały zakazane, a ich wyznawcy prześladowani). W judaizmie już wcześniej nie pracowano „w dzień święty – szabat”, ale było to sobota i tak zostało do dzisiaj. W chrześcijaństwie wolnym dniem świętym ustanowiono niedzielę.
Niedziela jako jedyny dzień wolny w tygodniu (oprócz świąt) przetrwała aż do wieku XX. Pierwsze próby wolnej soboty miały miejsce w końcu XIX wieku w Anglii. Jednak pierwszym, który to wprowadził w swoich fabrykach na stałe w roku 1926, był przemysłowiec amerykański Henry Ford. Jednak przez kolejne dziesiątki lat wolna sobota była wyjątkiem, a nie regułą. Przeciwnie – wielu właścicieli fabryk zmuszało robotników do
siedmiu dni pracy w tygodniu.
Dopiero po II wojnie światowej w państwach zachodnich zaczęto stopniowo wprowadzać wolne soboty. W Polsce, która odbudowywała się ze zniszczeń i uprzemysławiała, jeszcze przez ponad ćwierć wieku było to „marzeniem ściętej głowy”. Pierwsze dwie wolne soboty na rok wprowadzono w epoce Edwarda Gierka, w roku 1973, ale… trzeba było je odpracować przedłużonymi dniami pracy do 10 godzin. Dopiero w roku 1989 wszystkie soboty stały się wolne (oczywiście już bez odpracowywania).
Kto dzisiaj pracuje, nawet sobie nie wyobraża, że trzeba było pracować w sobotę. Przeciwnie – w XXI wieku stopniowo w wielu krajach wprowadza się już 35-godzinny tydzień pracy, a ostatnio tylko cztery dni pracy. „Czterodniówka” obowiązuje od kilku lat m.in. w Islandii i, o dziwo, nawet przyniosła zwiększenie efektywności – okazało się, że pracownicy wydajniej pracują w krótszym czasie.
Czy w Polsce również o tym myślą? Tak, właśnie od bieżącego, 2025 roku, ma być wprowadzony pilotażowy system czterech dni pracy w tygodniu w firmach, które chcą do niego dobrowolnie przystąpić. Jeszcze nie we wszystkich dziedzinach gospodarki od razu się sprawdzi, ale, podobnie jak pół wieku wcześniej było z sobotami, stopniowo i piątek lub poniedziałek będą dniami wolnymi.
Mnie to już nie dotyczy, gdyż z racji wcześniejszego urodzenia niż obecnie pracujący mam cały tydzień wolny. Ale młodsi ode mnie na pewno się ucieszą. I dobrze – więcej czasu dla rodziny, na wypoczynek, rozwój osobisty a może i… przyrost demograficzny wreszcie się zwiększy. A to jest bardzo patriotyczna i prospołeczna postawa!
Jedynie nasze mamy, żony czy partnerki nie zawsze w pełni korzystają z większej ilości wolnego czasu. Obowiązki w domu zajmują wiele godzin, nawet w formalnie wolny weekend. Sam to odczuwam mieszkając w wielorodzinnym budynku. Prawie w każdą niedzielę, rankiem i przed południem, rozchodzą się przez kominy wentylacyjne w wieżowcu miarowe uderzenia: łup, łup, łup! Chyba nie muszę pisać, co to za zjawisko… podpowiem niedomyślnym, że jest związane z tradycją kulinarną w Polsce. To i stosowną facecję
kiedyś… wystukałem:
NIEDZIELA RANO
Niedzielny poranek. „Pobudki czas, śpiochy! –
dochodzi mnie przez sen rozgłośne stukanie.
Nie walą w drzwi moje. Huk rozsadza każde,
sąsiedzkie i dalsze w wieżowcu mieszkanie.
Niesie po budynku, świdruje w mej głowie,
poduszka za cienka, walą ile wlezie.
„Przecież nie ta pora, obiad po południu!
Nie idę do pracy, chcę spać po imprezie…”.
***
„Nie jęcz już od rańca. W poduszkę wtul uszy.
Twój protest sąsiadki dziś żadnej nie wzruszy.
Chcesz się wyspać? Furda! Tradycja wciąż żywa.
Huk w niedzielny ranek do życia cię zrywa”.
Nadszedł kolejny weekend, jak co tydzień. Pora odpoczynku dla ogromnej większości z pracujących (chociaż nie dla wszystkich. Ktoś musi stać na straży porządku, gasić pożary, zaopatrywać nas w media do mieszkań, pilnować granic).
Skąd wziął się podział czasu na tydzień, liczący siedem dni? Jego historia sięga 4.000 lat wstecz, w czasy babilońskie, chociaż wtedy nie było jeszcze niedzieli jako dnia wolnego.
Napisałem tytuł „O weekendzie”, chociaż to słowo ma bardzo krótką historię, jeśli pod nim rozumiemy wolną nie tylko niedzielę, ale i sobotę. Niedziela (w naszej kulturze śródziemnomorskiej) też nie była od początku wolnym dniem. Wprowadził to cesarz Konstantyn Wielki w imperium rzymskim, jako państwowe święto, w roku 321 (chociaż nie objęło jeszcze pracujących na wsi). Chrześcijaństwo było już dozwolone i stawało się religią panującą (w roku 380 cesarz Teodozjusz ustanowił chrześcijaństwo jedyną religią państwową; wszystkie inne religie zostały zakazane, a ich wyznawcy prześladowani). W judaizmie już wcześniej nie pracowano „w dzień święty – szabat”, ale było to sobota i tak zostało do dzisiaj. W chrześcijaństwie wolnym dniem świętym ustanowiono niedzielę.
Niedziela jako jedyny dzień wolny w tygodniu (oprócz świąt) przetrwała aż do wieku XX. Pierwsze próby wolnej soboty miały miejsce w końcu XIX wieku w Anglii. Jednak pierwszym, który to wprowadził w swoich fabrykach na stałe w roku 1926, był przemysłowiec amerykański Henry Ford. Jednak przez kolejne dziesiątki lat wolna sobota była wyjątkiem, a nie regułą. Przeciwnie – wielu właścicieli fabryk zmuszało robotników do
siedmiu dni pracy w tygodniu.
Dopiero po II wojnie światowej w państwach zachodnich zaczęto stopniowo wprowadzać wolne soboty. W Polsce, która odbudowywała się ze zniszczeń i uprzemysławiała, jeszcze przez ponad ćwierć wieku było to „marzeniem ściętej głowy”. Pierwsze dwie wolne soboty na rok wprowadzono w epoce Edwarda Gierka, w roku 1973, ale… trzeba było je odpracować przedłużonymi dniami pracy do 10 godzin. Dopiero w roku 1989 wszystkie soboty stały się wolne (oczywiście już bez odpracowywania).
Kto dzisiaj pracuje, nawet sobie nie wyobraża, że trzeba było pracować w sobotę. Przeciwnie – w XXI wieku stopniowo w wielu krajach wprowadza się już 35-godzinny tydzień pracy, a ostatnio tylko cztery dni pracy. „Czterodniówka” obowiązuje od kilku lat m.in. w Islandii i, o dziwo, nawet przyniosła zwiększenie efektywności – okazało się, że pracownicy wydajniej pracują w krótszym czasie.
Czy w Polsce również o tym myślą? Tak, właśnie od bieżącego, 2025 roku, ma być wprowadzony pilotażowy system czterech dni pracy w tygodniu w firmach, które chcą do niego dobrowolnie przystąpić. Jeszcze nie we wszystkich dziedzinach gospodarki od razu się sprawdzi, ale, podobnie jak pół wieku wcześniej było z sobotami, stopniowo i piątek lub poniedziałek będą dniami wolnymi.
Mnie to już nie dotyczy, gdyż z racji wcześniejszego urodzenia niż obecnie pracujący mam cały tydzień wolny. Ale młodsi ode mnie na pewno się ucieszą. I dobrze – więcej czasu dla rodziny, na wypoczynek, rozwój osobisty a może i… przyrost demograficzny wreszcie się zwiększy. A to jest bardzo patriotyczna i prospołeczna postawa!
Jedynie nasze mamy, żony czy partnerki nie zawsze w pełni korzystają z większej ilości wolnego czasu. Obowiązki w domu zajmują wiele godzin, nawet w formalnie wolny weekend. Sam to odczuwam mieszkając w wielorodzinnym budynku. Prawie w każdą niedzielę, rankiem i przed południem, rozchodzą się przez kominy wentylacyjne w wieżowcu miarowe uderzenia: łup, łup, łup! Chyba nie muszę pisać, co to za zjawisko… podpowiem niedomyślnym, że jest związane z tradycją kulinarną w Polsce. To i stosowną facecję
kiedyś… wystukałem:
NIEDZIELA RANO
Niedzielny poranek. „Pobudki czas, śpiochy! –
dochodzi mnie przez sen rozgłośne stukanie.
Nie walą w drzwi moje. Huk rozsadza każde,
sąsiedzkie i dalsze w wieżowcu mieszkanie.
Niesie po budynku, świdruje w mej głowie,
poduszka za cienka, walą ile wlezie.
„Przecież nie ta pora, obiad po południu!
Nie idę do pracy, chcę spać po imprezie…”.
***
„Nie jęcz już od rańca. W poduszkę wtul uszy.
Twój protest sąsiadki dziś żadnej nie wzruszy.
Chcesz się wyspać? Furda! Tradycja wciąż żywa.
Huk w niedzielny ranek do życia cię zrywa”.

