
Zima się kończy, ale śniegu znowu było, jak na lekarstwo…
Czy klimat się zmienia? Nie chodzi o pogodę, a więc krótkotrwałą, tylko klimat –zmiany, które utrzymują się w dużo dłuższym przedziale czasu i, mimo chwilowych wahań, mają swoją tendencję – stopniowy wzrost lub spadek średniej temperatury rocznej.
Ktoś powie „Nie mamy na to wpływu. Ziemia wielokrotnie przechodziła przez okresy zimna albo ciepła”. Będzie miał rację? Co do tych naturalnych zmian – to prawda. Około 550 milionów lat temu całą naszą planetę pokrył lądolód – stała się „Ziemią śnieżką”. Tak, na równiku był śnieg i lód! Średnia temperatura mogła się obniżyć nawet do minus 50 stopni Celsjusza.
Zaraz po tej epoce, w szybkim tempie jak na zmiany geologiczne, z okresu wieloletniego mrozu Ziemia przeszła w stan ocieplenia, kiedy średnie temperatury były wyższe od dzisiejszych o 6 – 9 stopni (współcześnie wynosi ok. 15 stopni). To bardzo dużo. Ten okres trwał bardzo długo, dwieście milionów lat. W tym czasie żyły dinozaury; miały dobrze, gdyż nie marzły.
Naukowcy przypuszczają, że takie wielomilionowe okresy zimna/ciepła powtórzyły się kilkakrotnie. W czasach nam dużo bliższych co kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy lat te zmiany też następowały cyklicznie, chociaż różnice w temperaturach nie były już tak znaczne. Na szczęście, gdyż żyli wtedy już ludzie.
Ostatnia mała epoka lodowcowa (glacjał) skuła zimnem Europę 115 tysięcy lat wstecz i zakończyła się 12.000 lat temu. Po niej nastąpiło lekkie ocieplenie (interglacjał), które trwa do dziś. Występowały jednak w nim krótsze okresy wahania temperatury – w średniowieczu wieki IX – XIII były cieplejsze i wtedy Wikingowie zasiedlili Grenlandię („Zielona Wyspa” – gdyż była pokryta trawą i można było pasać zwierzęta domowe). Potem, w wiekach XV – XVIII, znowu było chłodniej – w niektóre zimy Bałtyk całkiem zamarzał i stawiano wtedy na lodzie nawet karczmy dla podróżnych i handlowców. „Jest popyt, powstaje podaż”.
Te zmiany następowały jednak niezauważalnie dla pojedynczego człowieka. Swoje kilkadziesiąt lat przeżywał bez radykalnych skoków temperatury. Dla niego było lato, była i zima taka sama w dzieciństwie, jak i latach dojrzałych.
Dzisiaj zaś, kto z nas przeżył już więcej niż pół wieku, to zaobserwował, jak szybko ten klimat zmierza w stronę ocieplenia. Za jednego życia! W moim dzieciństwie i dorosłości, gdzieś do połowy dekady lat 80., jak spadł śnieg w grudniu, to leżał do połowy marca. Zaczynałem pływać w Rudniku w połowie czerwca, a sezon kończył się tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Natomiast od dobrych kilku lat przeważnie wchodzę do jeziora w końcu kwietnia lub do połowy maja, a wychodzę dopiero we wrześniu, często w połowie tego miesiąca. Cieszę się, ale jednocześnie widzę, jak klimat się zmienia „na naszych oczach”.
Między ekspertami trwają zażarte dyskusje o powody tak szybkiego ocieplenia, szuka się rozwiązań, nie zawsze zrozumianych czy popieranych przez zwykłych ludzi. „Czy to są zmiany niezależne od człowieka, czy też nasza działalność gospodarcza szybko zwiększa zawartość CO2 – dwutlenku węgla w powietrza, który działa jak kołdra”?
Nie jestem klimatologiem, więc wolę się zabezpieczyć – w pogotowiu mam strój na bardzo mroźne zimy, jak i wyjątkowo gorące lata… chociaż w tym drugim przypadku ubiór ograniczam do niezbędnego minimum, wymaganego przez panujące normy społeczne. Wolałbym być w sytuacji mego, dużo starszego kolegi z Warszawy, który od maja do września mieszkał w Polsce, a od października do kwietnia w południowej Australii. Mało kto ma jednak taką możliwość, a nawet ochotę. Lepiej być osobiście przezornym i przygotowanym na… jeszcze większe ocieplenie? Może zmianę i ochłodzenie? Mnie się nie pytajcie. Pierwsze wiąże się z podniesieniem poziomu wód i gwałtowniejszymi zjawiskami w przyrodzie, drugie z odmrożonymi nosami i policzkami. Przygotowuję się na oba scenariusze.
W kalendarzu już marzec. Życzę wszystkim wcześniejszej wiosny i ciepłych, słonecznych dni.
Zima się kończy, ale śniegu znowu było, jak na lekarstwo…
Czy klimat się zmienia? Nie chodzi o pogodę, a więc krótkotrwałą, tylko klimat –zmiany, które utrzymują się w dużo dłuższym przedziale czasu i, mimo chwilowych wahań, mają swoją tendencję – stopniowy wzrost lub spadek średniej temperatury rocznej.
Ktoś powie „Nie mamy na to wpływu. Ziemia wielokrotnie przechodziła przez okresy zimna albo ciepła”. Będzie miał rację? Co do tych naturalnych zmian – to prawda. Około 550 milionów lat temu całą naszą planetę pokrył lądolód – stała się „Ziemią śnieżką”. Tak, na równiku był śnieg i lód! Średnia temperatura mogła się obniżyć nawet do minus 50 stopni Celsjusza.
Zaraz po tej epoce, w szybkim tempie jak na zmiany geologiczne, z okresu wieloletniego mrozu Ziemia przeszła w stan ocieplenia, kiedy średnie temperatury były wyższe od dzisiejszych o 6 – 9 stopni (współcześnie wynosi ok. 15 stopni). To bardzo dużo. Ten okres trwał bardzo długo, dwieście milionów lat. W tym czasie żyły dinozaury; miały dobrze, gdyż nie marzły.
Naukowcy przypuszczają, że takie wielomilionowe okresy zimna/ciepła powtórzyły się kilkakrotnie. W czasach nam dużo bliższych co kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy lat te zmiany też następowały cyklicznie, chociaż różnice w temperaturach nie były już tak znaczne. Na szczęście, gdyż żyli wtedy już ludzie.
Ostatnia mała epoka lodowcowa (glacjał) skuła zimnem Europę 115 tysięcy lat wstecz i zakończyła się 12.000 lat temu. Po niej nastąpiło lekkie ocieplenie (interglacjał), które trwa do dziś. Występowały jednak w nim krótsze okresy wahania temperatury – w średniowieczu wieki IX – XIII były cieplejsze i wtedy Wikingowie zasiedlili Grenlandię („Zielona Wyspa” – gdyż była pokryta trawą i można było pasać zwierzęta domowe). Potem, w wiekach XV – XVIII, znowu było chłodniej – w niektóre zimy Bałtyk całkiem zamarzał i stawiano wtedy na lodzie nawet karczmy dla podróżnych i handlowców. „Jest popyt, powstaje podaż”.
Te zmiany następowały jednak niezauważalnie dla pojedynczego człowieka. Swoje kilkadziesiąt lat przeżywał bez radykalnych skoków temperatury. Dla niego było lato, była i zima taka sama w dzieciństwie, jak i latach dojrzałych.
Dzisiaj zaś, kto z nas przeżył już więcej niż pół wieku, to zaobserwował, jak szybko ten klimat zmierza w stronę ocieplenia. Za jednego życia! W moim dzieciństwie i dorosłości, gdzieś do połowy dekady lat 80., jak spadł śnieg w grudniu, to leżał do połowy marca. Zaczynałem pływać w Rudniku w połowie czerwca, a sezon kończył się tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Natomiast od dobrych kilku lat przeważnie wchodzę do jeziora w końcu kwietnia lub do połowy maja, a wychodzę dopiero we wrześniu, często w połowie tego miesiąca. Cieszę się, ale jednocześnie widzę, jak klimat się zmienia „na naszych oczach”.
Między ekspertami trwają zażarte dyskusje o powody tak szybkiego ocieplenia, szuka się rozwiązań, nie zawsze zrozumianych czy popieranych przez zwykłych ludzi. „Czy to są zmiany niezależne od człowieka, czy też nasza działalność gospodarcza szybko zwiększa zawartość CO2 – dwutlenku węgla w powietrza, który działa jak kołdra”?
Nie jestem klimatologiem, więc wolę się zabezpieczyć – w pogotowiu mam strój na bardzo mroźne zimy, jak i wyjątkowo gorące lata… chociaż w tym drugim przypadku ubiór ograniczam do niezbędnego minimum, wymaganego przez panujące normy społeczne. Wolałbym być w sytuacji mego, dużo starszego kolegi z Warszawy, który od maja do września mieszkał w Polsce, a od października do kwietnia w południowej Australii. Mało kto ma jednak taką możliwość, a nawet ochotę. Lepiej być osobiście przezornym i przygotowanym na… jeszcze większe ocieplenie? Może zmianę i ochłodzenie? Mnie się nie pytajcie. Pierwsze wiąże się z podniesieniem poziomu wód i gwałtowniejszymi zjawiskami w przyrodzie, drugie z odmrożonymi nosami i policzkami. Przygotowuję się na oba scenariusze.
W kalendarzu już marzec. Życzę wszystkim wcześniejszej wiosny i ciepłych, słonecznych dni.