
Wreszcie się doczekaliśmy. Czego? Że deszczowe, porywiste i zamglone dni listopada minęły, mijają też podobne dni w grudniu. Że bajki opowiadam? Że wystarczy wyjść na dwór albo nawet spojrzeć z domu przez okno na zewnątrz, a moje słowa okazują się blagą?
Powiedzmy, że chwilowo są życzeniem. Cierpliwość jest cnotą. Wystarczy, że jeszcze kilka dni poczekamy, a pogoda się zmieni na bardziej nam przyjazną. Przynajmniej taką mam nadzieję. Lepiej być umiarkowanym optymistą, niż, jak Maruda ze „Smerfów”, ciągle narzekać. Znaczy – bądźmy dobrej myśli, że będzie zimniej i śnieżniej, ale za to słońce znowu się do nas uśmiechnie, swoimi promieniami oświetlając nam zmrożone lica. Przyjdzie czas na sanny dla dzieci, ślizganie się na lodowiskach, a dla wszystkich chętnych na spacery w naszym, grudziądzkim lesie i robienie pięknych zdjęć plaży i jeziora rudnickiego. Kiedy tylko mróz zetnie jego wody i śnieżek przykryje, mało kto się powstrzyma przed robieniem fotek „na tle zimowej przyrody”.
Że co? Że dalej żartuję, gdyż zimy jak nie ma, tak nie ma? Że „to co było, już nie wróci więcej”? Że „dawniej to były dopiero zimy!”? To prawda, pamiętam tamte zimy sprzed lat. Zwłaszcza „zimę stulecia”, która zaatakowała wieczorem w sylwestra 1979 roku. Oby taka już nie wróciła, gdyż to było potężne przegięcie ze strony Pani Zimy. Mam nadzieję, że zawita do nas śnieżnie łagodna i słonecznie uśmiechnięta.
Nadzieje nadziejami i oby się spełniły. Za to mogę wszystkich pocieszyć – 22 grudnia powitaliśmy Panią Zimę i jest to jednocześnie najkrótszy dzień w roku. Że co? Że co to za pocieszenie? A jest, jest – to jak sięgnięcia dna i wtedy już można się odbić tylko w górę – każdy kolejny dzień będzie wreszcie coraz dłuższy. Na początku prawie niezauważalnie, ale, jak już nadmieniłem – cierpliwość jest cnotą i w połowie stycznia zmierzch będzie następował już pół godziny później. Zauważalnie później; zwłaszcza dla tych spośród nas, którzy kończą pracę o godzinie piętnastej, a w drodze do domu dokonują jeszcze zakupów w sklepie.
Tak że – zamiast smęcić, czas wyciągnąć już sanki i łyżwy z piwnic, wyczyścić płozy, przygotować wysokie buty z futerkiem w środku, puchowe kurtki, grube rękawice i wełniane czapki. Lepiej, żeby Pani Zima nie zaskoczyła nas nieprzygotowanymi na jej przyjście. „Przezorny zawsze przygotowany”… nawet gdyby na dzień czy dwa wróciła w zimie jesień i zamiast bielutkiego śniegu zacinał nam w twarz zimowym deszczem porywisty wiatr. Damy mu radę, przetrzymamy! Mamy przecież też parasole….
Miejmy jednak nadzieję, że Pani Zima będzie dla nas łaskawa i ani zbyt silnym mrozem, ani błotnistymi roztopami nie będzie nas nękać. Niech posypie nam śnieżkiem i uśmiecha się promiennie.
…aż do przyjścia Wiosennej Panny.
Wreszcie się doczekaliśmy. Czego? Że deszczowe, porywiste i zamglone dni listopada minęły, mijają też podobne dni w grudniu. Że bajki opowiadam? Że wystarczy wyjść na dwór albo nawet spojrzeć z domu przez okno na zewnątrz, a moje słowa okazują się blagą?
Powiedzmy, że chwilowo są życzeniem. Cierpliwość jest cnotą. Wystarczy, że jeszcze kilka dni poczekamy, a pogoda się zmieni na bardziej nam przyjazną. Przynajmniej taką mam nadzieję. Lepiej być umiarkowanym optymistą, niż, jak Maruda ze „Smerfów”, ciągle narzekać. Znaczy – bądźmy dobrej myśli, że będzie zimniej i śnieżniej, ale za to słońce znowu się do nas uśmiechnie, swoimi promieniami oświetlając nam zmrożone lica. Przyjdzie czas na sanny dla dzieci, ślizganie się na lodowiskach, a dla wszystkich chętnych na spacery w naszym, grudziądzkim lesie i robienie pięknych zdjęć plaży i jeziora rudnickiego. Kiedy tylko mróz zetnie jego wody i śnieżek przykryje, mało kto się powstrzyma przed robieniem fotek „na tle zimowej przyrody”.
Że co? Że dalej żartuję, gdyż zimy jak nie ma, tak nie ma? Że „to co było, już nie wróci więcej”? Że „dawniej to były dopiero zimy!”? To prawda, pamiętam tamte zimy sprzed lat. Zwłaszcza „zimę stulecia”, która zaatakowała wieczorem w sylwestra 1979 roku. Oby taka już nie wróciła, gdyż to było potężne przegięcie ze strony Pani Zimy. Mam nadzieję, że zawita do nas śnieżnie łagodna i słonecznie uśmiechnięta.
Nadzieje nadziejami i oby się spełniły. Za to mogę wszystkich pocieszyć – 22 grudnia powitaliśmy Panią Zimę i jest to jednocześnie najkrótszy dzień w roku. Że co? Że co to za pocieszenie? A jest, jest – to jak sięgnięcia dna i wtedy już można się odbić tylko w górę – każdy kolejny dzień będzie wreszcie coraz dłuższy. Na początku prawie niezauważalnie, ale, jak już nadmieniłem – cierpliwość jest cnotą i w połowie stycznia zmierzch będzie następował już pół godziny później. Zauważalnie później; zwłaszcza dla tych spośród nas, którzy kończą pracę o godzinie piętnastej, a w drodze do domu dokonują jeszcze zakupów w sklepie.
Tak że – zamiast smęcić, czas wyciągnąć już sanki i łyżwy z piwnic, wyczyścić płozy, przygotować wysokie buty z futerkiem w środku, puchowe kurtki, grube rękawice i wełniane czapki. Lepiej, żeby Pani Zima nie zaskoczyła nas nieprzygotowanymi na jej przyjście. „Przezorny zawsze przygotowany”… nawet gdyby na dzień czy dwa wróciła w zimie jesień i zamiast bielutkiego śniegu zacinał nam w twarz zimowym deszczem porywisty wiatr. Damy mu radę, przetrzymamy! Mamy przecież też parasole….
Miejmy jednak nadzieję, że Pani Zima będzie dla nas łaskawa i ani zbyt silnym mrozem, ani błotnistymi roztopami nie będzie nas nękać. Niech posypie nam śnieżkiem i uśmiecha się promiennie.
…aż do przyjścia Wiosennej Panny.