Toruń i Grudziądz to miasta związane na wielu poziomach,
historycznych, geograficznych i administracyjnych.
Łączy je nie tylko województwo czy rzeka Wisła,
ale także postać Mikołaja Kopernika, jednego z największych astronomów w historii cywilizacji, a dla nas także wybitnego ekonomisty.
Te dwie kopernikańskie osady łączy też muzyczno-astronomiczna kolaboracja, pod postacią zespołu
VOICES OF THE COSMOS.
Formacja ta została stworzona 15 lat temu przez dwóch artystów dźwiękowych:
Rafała Iwańskiego (Toruń)
i Wojciecha Ziębę (Grudziądz)
oraz astronoma Sebastiana Soberskiego (Toruń/Grudziądz).
Artyści tworzą muzykę elektroniczną, wykorzystując oryginalne sygnały i dźwięki pozaziemskie (pulsary, magnetosfery planet, Słońce, zorze polarne, masery) zarejestrowane za pomocą radioteleskopów i innych urządzeń radiowych.
Z okazji 550 rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika,
grupa wydała studyjny album zatytułowany
„DE REVOLUTIONIBUS MMXXIII”,
który właśnie trafił w nasze ręce.
Dobra to okazja, by przybliżyć tę grupę i zachęcić do udziału w projekcie
ASTRONALIA 2024
– KOSMICZNE DŹWIĘKI I WIZJE,
który będzie miał miejsce 14 listopada
w Klubie Akcent.
Puls kosmicznej przestrzeni „DE REVOLUTIONIBUS MMXXIII”
to 5. studyjny album VOICES OF THE COSMOS.
Nagrany został w ramach stypendium Miasta Torunia w dziedzinie kultury.
W jego tworzeniu grupę wsparli:
Piotr Żuralski z duetu KOMPOZYT,
który zajął się przetwarzaniem astronomicznych danych dźwiękowych
oraz Szymon Szwarc,
znany z projektów ROZWÓD i SKI, który dokonał masteringu materiału muzycznego.
Do nas album trafił w formie wydania CD opakowanego w tekturowe, trójdzielne pudełko w nieziemskich odcieniach lapis-lazuli, ozdobionych minimalistycznymi grafikami
autorstwa Wojciecha Zięby.
kołyszące intro w stylu downtempo. W nim pojawiają się składniki, które towarzyszyć nam będą przez całą płytę, czyli przestrzeń i rytm.
Utwór trochę zbyt krótki na odpłynięcie w relaksujący, powolny i rytmiczny taniec, jednak z wielkim potencjałem na początek medytacyjnej improwizacji.
Tuż po nim pojawia się „De revolutionibus”, kompozycja jakże odmienna,
pełna perkusyjnych rytmów, muzycznych wizji „obrotów sfer”.
Niczym uczony z ryciny Flammariona wychylamy głowę w przestrzeń
i wsłuchujemy się w metaliczne dźwięki kosmicznego astrolabium,
a obiekty niebieskie, o różnej masie, krążą przed nami.
Trzeci na płycie „Elektromagnetic pulse” po swoim poprzedniku dziedziczy pewien pulsujący motyw, który wyznacza nam rytm tej najdłuższej kompozycji (8:11). Długo nie ma w nim czegoś, co uznać by można za perkusję. Takt utworu przypomina zniekształcenia z winylowej płyty, w końcu pojawiają się jakby tępe bębny, dzwonki i miotełki. Wszystko budowane jest powoli, partie dokładane do siebie, w pewnym momencie trudno zliczyć ilość dźwiękowych warstw. Pierwotne rytmy chowają się gdzieś w tle, naprzód wychodzą melodie. Ten utwór jest też pierwszą dźwiękową zagadką, muzyką, którą poddajemy badaniu naukowemu, próbując odkryć, jakie zjawiska kosmiczne tworzą poszczególne jego elementy.
„Cosmic Structures”
to najbardziej przestrzenny utwór na płycie. Zabiera nas w pustkę, bez centrum i granic, w której kosmiczne struktury przejawiają się poprzez docierające do nas promieniowanie.
Krótkie dźwięki z pulsarów, basowe fale grawitacyjne wysyłane przez układy masywnych ciał, promieniowania z wyrzutów koronalnych, radiowe sygnały niknące w takt wirowania wokół innych obiektów.
Kompozycja początkowo dość oszczędna zapełnia się basami i transowymi rytmami, swoisty rave na zwolnionych obrotach.
Piąty kawałek na płycie jest bardzo „jarrowski”.
Gdzieś w nim echem wybrzmiewa jakiś Equinox…
Chyba właśnie przez klasyczne organy elektroniczne, które wyznaczają główne linie rytmu i melodii.
Bardzo ciekawy utwór, który na końcu degeneruje się, rozpada na ciąg turkotów.
Niczym kosmiczny obiekt, który został rozerwany i wciągnięty w nicość, zanim zaistniał jako trwały byt.
„Planet zero” – szósta na płycie – podobnie jak „Cosmic Structures”, jest muzycznym obrazem przestrzeni. Tym razem ma ona swoje grawitacyjne centrum, planetę wypełnioną przez fizyczne zjawiska, wiatry, ruchy tektoniczne, zderzenia?
Przestrzeń ta bombardowana jest przez kosmiczne promienie, pojawia się w niej jakby szum radiowej komunikacji (sztucznej czy naturalnej?). „Planeta zero” nie jest oczywista. Trudno odgadnąć, czy jest to protoplaneta, zaczątek nowego świata, czy też solidny glob, wyrzucony w przestrzeń w gigantycznym kataklizmie, i podróżujący samotnie przez pustkę. Bogaty i intrygujący utwór.
Ciarki niepokoju wywołuje kompozycja 7.
„Gravitational Collaps”, pełna turkotów napiętych do granic wytrzymałości gwiezdnych struktur.
Nie o implozje tu chodzi, ale o wirowanie na krawędzi horyzontu zdarzeń, kiedy jeszcze obiekty mogą wysłać w przestrzeń swoje agonalne trzaski, wciskające się boleśnie w środek głowy, niczym mechaniczne świerszcze.
Bardzo są one prawdziwe i niemiłe, choć sam utwór niesamowity.
„Apeiron” to kolejny z kawałków „przestrzennych”.
Początek to zarysowanie miejsca, w którym rzecz się wydarza. Pustka bez granic, w której pojawiają się trzaski, szumy atomowych zderzeń, zawiązują melodyczne struktury, które rosną. Niczym w akrecyjnym dysku następują zderzenia, tam-tamy, przeradzające się w trwalsze rytm, wirujące wokół siebie coraz szybciej.
Na zakończenie odpływamy od tych struktur niczym sonda pędząca za swoim powołaniem.
Koniec płyt to „Cold Dark Matter” próba dźwiękowego pokazania czegoś, czego nie wiać.
Nie ma tu rytmu, nie ma bardzo wysokich tonów, jakby dźwięk został zubożony o jakąś składową.
Obserwacja fragmentu kosmosu, w którym coś pochłonęło pewien zakres energii, kosmiczne zimno powstałe po zabraniu czegoś z przestrzeni.
Bardzo ciekawy, inteligentny utwór.
Płyta „DE REVOLUTIONIBUS MMXXIII” jest rewelacyjna.
Twórcy wybrali w niej kompromis pomiędzy prezentacją surowych, kosmicznych dźwięków a nagraniem płyty czysto syntezatorowej, stworzonej w jednym z wielu stylów el-muzyki. Jest spójna, przedstawia cały atlas kosmicznych zjawisk, ubrany w miłe dla ucha melodie. Jest nisko, basowo, potrzeba do niej dobrego nagłośnienia lub słuchawek.
Potrafi się wtedy zaprezentować w bardzo relaksującej formie. Choć dominują w niej przestrzenie i rymy, utworów porywających do ruchu jest mało. To raczej coś w stylu chill, ambient, trance. W tej odsłonie może spodobać się wszystkim, bez wiedzy o korzeniach projektu.
„Pieśni kosmosu” zaprezentowane przez autorów mają jednak w sobie ten dodatkowy, naukowy smaczek. Pozwalają na zabawę w odgadywanie, co w nich pochodzi ze zjawisk fizycznych, a co jest tworem syntezy elektronicznej.
Smaku dodają im tytuły, które mają swoje konkretne znaczenie. Ich znajomość wpływa na interpretację tego, co dzieje się z dźwiękami. Niczym w fizyce kwantowej, kiedy zaczynamy je badać, zmienia się nasza percepcja, a kontekst odbieranych dźwięków jest już inny. Na szczęście nie trzeba tego robić, wystarczy udać się podróży przez przestrzeń razem z formacją VOICES OF THE COSMOS.
Jedyna rzecz, której brakuje mi w tym wydawnictwie to prezentacja pozostałych jej twórców. W odróżnieniu od klasycznej muzyki elektronicznej współautorem tej płyty jest Wszechświat. Byłoby miło, gdyby przy każdym utworze napisano, czy rytm nadaje w nim pulsar „z gwiazdozbioru Vega”, czy może śpiewa dla nas „gwiazda Wenus”.
Dziękujemy twórcom za udostępnienie tej płyty, dzięki czemu możemy na stronie
www.grudziadzmiastootwarte.pl rozpocząć cykl poświęcony muzyce twórców związanych z Grudziądzem.
Jest portalową czarodziejką. W magiczny sposób przedstawia nasze słowa i obrazy, nadając im przejrzystej i zaskakującej formy.