
– to stare przysłowie znają zapewne wszystkie kultury i języki świata.
Bez jedzenia nie ma życia, a każdy z nas, choć nie zawsze się do tego przyznaje, lubi od czasu do czasu dobrze zjeść.
Ważne, by jeść zdrowo i z bliskimi, bo nic tak nie łączy ludzi, jak wspólny posiłek. Jeśli nie macie pod ręką żadnej przekąski, śmiało po nią sięgnijcie, gdyż wybieramy się teraz w podróż śladami smaków i zapachów.
A będzie smacznie, obiecuję!

Nad wejściem do lokalu na parterze wita nas szyld
„Automat Restaurant”.
Chwila, chwila… automatyczna restauracja?
Co to u licha znaczy? Zaciekawieni?
Już spieszę z odpowiedzią!
Spójrzcie na pocztówkę.
Piękny secesyjny wygląd wnętrza i… zero obsługi!
Przy Starej 11, a ówcześnie Alterstrasse 11
mieściła się w pełni automatyczna restauracja należąca do sieci Kaiser – Automat.
Założyciel sieci – Ludwig Stollwerck właściciel słodkiego biznesu – producent czekolad wykorzystał popularność, jaką zyskiwały automaty w ówczesnych Niemczech. Za ich sprawą można było zakupić m.in. papierosy, pocztówki czy też gazety. Ambitny przedsiębiorca opracował pierwszy automat do sprzedaży tabliczek czekolady. Był też twórcą urządzenia serwującego pitną czekoladę.
Wróćmy jednak do sieci Kaiser – Automat,
a konkretnie zajrzyjmy w kulisy biznesowe.
Przedsiębiorstwo odpowiadało za zaplecze techniczne, ustalało ceny produktów
i menu. Ajent, czy też mówiąc dzisiejszym językiem, franczyzobiorca – musiał urządzić lokal według ścisłych wytycznych.
Pozostawał wyłącznym właścicielem lokalu, nie mógł jednak wykorzystywać zakupionych maszyn dla prowadzenia w przyszłości konkurencyjnej działalności. Podobnie jak w dzisiejszych sieciówkach, w lokalach Kaiser – Automat wnętrza były utrzymane w takim samym stylu.
I co najbardziej istotne – ceny również były wszędzie identyczne.
Teraz pora na konsumpcję. Do wyboru mamy co następuje: po pierwsze – napoje.
Włóżmy monetę do automatu, otrzymujemy w zamian… szklankę.
Teraz możemy podejść do jednego z kranów, przekręcić kurek i delektować się pełnym repertuarem napojów – od bulionu przez kawę po piwo i lemoniadę.
Do tego kanapki na zimno i ciepłe dania obiadowe przygotowywane na bieżąco w restauracyjnej kuchni. Przystępne ceny pozwalały na posilenie się zarówno robotnika jak i inteligenta.
Automaty lubiły się psuć, serwis był drogi, a załogę kuchni trzeba było opłacać. Mało tego! Przy ówczesnej Untere Thorner Strasse 2, a dzisiejszej Toruńskiej działała druga tego typu restauracja pod nazwą „Reichsautomat”.
W każdym razie jak widzicie, już w początkach XX wieku mieszkańcy i turyści odwiedzający nasze miasto mieli możliwość skorzystania z oferty popularnych dzisiaj fastfoodów! Proszę Państwa, opuszczamy w tym miejscu bary szybkiej obsługi, by przenieść się do przeglądu reklam z epoki.
Co grudziądzcy restauratorzy mieli do zaoferowania w swoich lokalach?
I tak restauracja „Zur Weintraube” znajdująca się przy dzisiejszej Toruńskiej 23/25 zapraszała klientów na wyborne ciemne i jasne piwa, wina i … amerykański i francuski stół do bilardu
(we francuskiej wersji gry używa się np. tylko trzech kul – jednej białej, drugiej białej z kropką i trzeciej czerwonej).
Kuchnia otwarta była aż do drugiej w nocy. Przy okazji wizyty w tym przybytku można było posłuchać utworów
z „elektrycznego pianina”, czyli pianoli.
To urządzenie na pierwszy rzut oka wyglądało jak pianino, lecz jego wnętrze skrywało specjalną taśmę i zmyślny mechanizm, który pozwalał na odtwarzanie zapisanych na taśmie dźwięków.
W okresie międzywojennym właściciel restauracji przy ul. Długiej 16 Władysław Zieliński reklamował swój lokal następująco:
„polecam moje pożywne i smaczne obiady, jak również wszelkie potrawy a la carte. Napoje pierwszorzędnej jakości ze znanych źródeł krajowych i zagranicznych po cenach przystępnych. Salę na 1-ym piętrze polecam Towarzystwom”.
Aż żal, że nie możemy skosztować tych pierwszorzędnych przysmaków! Restauracje oferujące menu „à la carte” miały i mają szeroki wybór dań, a zamawiający dysponowali dużo większą swobodą, gdyż menu pozbawione jest gotowych zestawów obiadowych. Zamawiamy tylko to, na co mamy ochotę.
Możemy samodzielnie określić wielkość porcji i dobrać dodatki do potraw.
Jak czytamy, lokal dysponował salą do wynajęcia.
Zanim restaurację objął w posiadanie pan Zieliński, nazywała się „Bürger – Kasino”
i reklamowała się jako „dom koncertów i varietée”.
Varietée to spektakl teatralny złożony z kilku krótkich numerów, w których występują np. komicy czy piosenkarze. Tego typu rozrywka była bardzo popularna w Europie tamtego czasu. Mogliśmy też delektować się miejscową kuchnią, która otwarta była dla gości aż do trzeciej w nocy!
O Nowym Jorku mówi się, że to „miasto, które nigdy nie śpi”, jak widać i naszemu miastu nieobce było nocne życie, a restauracje czynne były długo po zachodzie słońca.

Podobną nazwę nosił lokal „Konditorei Kaiser – Kafee” – „Cesarska cukiernia
i kawiarnia” znajdująca się w narożniku ulic Rynek Zbożowy i Młyńskiej. Jak czytamy
w reklamie mogliśmy złożyć tam zamówienie na tort, zjeść lody, a specjalnością zakładu był uwaga… sękacz! W okresie międzywojennym lokal nosił nazwę „Wielkopolanka” i przedstawiał się jako „pierwszorzędna cukiernia i restauracja”.
Posłuchajcie proszę, co głosiła reklama zamieszczona w „Gońcu Nadwiślańskim” 1 listopada 1925 r.:
„Świeże pączki w Wielkopolance. Z dniem 1 listopada r.b. Wielkopolanka zaczyna wypiekać tradycyjne pączki znane ze swej dobroci. Cały dzień pączki utrzymywane są w świeżym stanie. Artystyczny koncert codziennie pod batutą p. Kaczmarka. Od 1 listopada na górze w restauracji dancing (orkiestra już od godz. 8 – ej wiecz.)”.
Można było dobrze i słodko zjeść i na dodatek potańczyć! Były rewie operetkowe, przedstawienia kabaretowe i zorganizowane zabawy w noc sylwestrową. „Uprasza się o wczesne zamawianie stolików” – nie spóźnijcie się!
Później lokal znany był pod nazwą „Europa”, by runąć w 1945 r. w gruzy.
Ulica Toruńska 18 to z kolei wiedeński szyk i sznyt. W „Wiener Café” czekały na nas „stałe koncerty pierwszorzędnych artystów. Początek o 8 wieczorem. Koniec o 3 nad ranem. Wstęp wolny”.
Natomiast Restauracja Teatru Miejskiego zaprasza wszystkich zainteresowanych 23 listopada 1925 r.
„na kiszki (własny wyrób dom.), nogi wieprzowe z kapustą i kiełbasę krakowską. Podczas kolacji będzie przygrywać muzyka”.
„W Malcie – śmy, pomnę, kosztowali kafy,
Trunku dla baszów, Murata, Mustafy,
I co jest Turków. Ale tak szkarady
Napój, tak brzydka trucizna i jady,
Co żadnej śliny nie puszcza przez zęby,
Niech chrześcijańskiej nie plugawi gęby!”

Tak o kawie pisał do swego krewnego Jan Andrzej Morsztyn około 1670 r.
Nie tylko chrześcijanom nie polecano spożywania czarnego naparu. I w islamie był on swego czasu zakazany.
Na szczęście Arabowie jak i papież Klemens VIII ulegli urokowi palonych ziaren i odtąd kawa stała się napojem tolerowanym przez dwie wielkie religie.
W połowie XVII w. czarny napój rozprzestrzenia się w Europie.
Początkowo nikomu nie przychodziło do głowy przyrządzanie kawy w domu,
aby napić się naparu, udawano się do kawiarni.
Tam też można było posłuchać plotek i oddać się hazardowi.
Pierwsza kawiarnia w Europie powstała w 1652 r. w Londynie, druga w Paryżu.
Jan Franciszek Kulczycki znany w Austrii jako Georg Franz Kolschitzky,
Polak z Sambora na terenie dzisiejszej Ukrainy, przez pewien czas był tureckim jeńcem.
W niewoli poznał dobrze zwyczaje i język turecki, jak również podglądał sposoby na parzenie kawy. Zasłużył się cesarzowi Leopoldowi I podczas oblężenia Wiednia przez Turków w 1683 r. i w nagrodę za swoje czyny otrzymał prawa mieszczanina wiedeńskiego i plac pod budowę domu. Oprócz tego podarowano mu zdobyczne na Turkach worki z kawą, z którymi nie za bardzo wiedziano, co zrobić.
Przedsiębiorczy Polak otworzył przy Domgasse 6 pierwszą kawiarnię wiedeńską. Gorzki ciemny napój na początku nie bardzo smakował gościom, więc Kulczycki zaczął słodzić go miodem, potem cukrem, a wreszcie dodał mleka. Tak oto Polak stał się pierwszym właścicielem kawiarni w Wiedniu, które to miasto do dzisiaj cieszy się mianem światowej stolicy kawiarni.
W następnym artykule przyjrzymy się grudziądzkim hotelom, w których również mogliśmy skosztować smakowitych specjałów serwowanych przez tamtejsze restauracje. Dowiemy się, gdzie podziała się połowa dawnego „Hotelu Dworcowego”, zajrzymy do „Królewskiego Dworu” i „Sanssouci”.
Usiądziemy też na ławeczce w zapleczu hotelu „Pod Złotym Lwem”, aby obejrzeć przedstawienie na scenie teatru letniego.
Do zobaczenia wkrótce!


Dzięki Patrykowi przeszłość naszego miasta nabiera zupełnie nowej perspektywy i zachęca do zwiedzania naszego ZABYTKOWA.
Kalendarz Grudziądzki
1999 J. Domasłowski, „Historia pewnej kawiarni”
W. Kopaliński, „Słownik mitów i tradycji kultury”, Warszawa 1988
slazag.pl
Księgi adresowe miasta Grudziądza
Źródła fotografii
fotopolska.eu
Księgi adresowe miasta Grudziądza
Witryna internetowa Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi w Grudziądzu