Od lat powiada się w Polsce, że „najtrwalsza jest prowizorka”. Postawi się jakąś budkę „na tymczasem”, a potem stoi ona przez lata, nabiera patyny. Kiedy jest sklepikiem spożywczym, zwłaszcza z wydzielonym miejscem, gdzie można usiąść, skonsumować to i owo przy pogawędce ze znajomymi, to już wrasta w lokalny klimat. Podobnie z małymi punktami usługowymi. Natomiast przysłowiowe są już ogrodzenia stawiane na czas budowy, które o lata przetrwały niejedną inwestycję. „Jak płot stoi i ochrania, to po co go rozbierać”?
Podobnie dzieje się nie tylko u nas. Większość ludzi nie tych lubi zmian, gdyż „przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. Dotyczy to nie tylko małych budowli, ale również i takich postawionych z rozmachem, za duże pieniądze, ale planowanych tylko na określony czas, mających uświetnić jakąś ważną datę czy wydarzenie. Rocznica mija, wydarzenie odeszło do lamusa historii, a budowla przetrwała i ”trwa mać”. Nikt z władz nie zająknie się nawet o ich rozbiórce, gdyż zniknąłby często charakterystyczny obiekt, po którym rozpoznaje się od razu miasto. Tradycja!
Przykładów jest dużo, rozsianych w Polsce i po świecie. Wspomnę tylko o dwóch. Pierwszym jest „Wieża Eiffla”, którą postawiono w mieście… – nawet nie muszę pisać, w jakim. Zbudowana została w 1889 roku, aby uświetnić wystawę światową i jednocześnie uczcić setną rocznicę rewolucji francuskiej. Po dwudziestu latach miała być zdemontowana, aby dalej symbolem ich stolicy pozostawała katedra Notre Dame. Dwadzieścia lat minęło, potem następne; dawno minął wiek od jej budowy i nawet w najbardziej szalonej głowie mera miasta nie przemknie iskra myśli o rozebraniu wieży „Żelaznej Damy”. Chyba że chciałby w trybie nagłym pożegnać się ze swoim publicznym stanowiskiem.
Projektant wieży, Gustave Eiffel, miał też udział w postawieniu Statuy Wolności w Nowym Jorku, oddanej w 1886 roku. Ona nie była jednak tymczasowa, chociaż również wzniesiono ją w okrągłą, ważną rocznicę – w stulecie ogłoszenia „Deklaracji Niepodległości St. Zjednoczonych” i była darem „od narodu francuskiego”.
Drugim przykładem, dużo bliższym naszych czasów, jest diabelski młyn, zwany Kołem Millenijnym lub Londyńskim Okiem. Jak pierwsza nazwa wskazuje – został postawiony w 1999 roku (udostępniony w marcu 2000) wyłącznie dla uczczenia nowego tysiąclecia, które miało się rozpocząć 1 stycznia 2001 roku (nie 2000, jak wielu błędnie myśli. Chociaż większość ludzi obchodziła huczniej sylwester 1999/2000, gdyż wtedy zmieniliśmy datę na ładną, okrągłą liczbę). Po pięciu latach miało zostać rozebrane. „Rozebrane”? Rozebrane?!”. Londyńskie Oko tak już wrosło w panoramę stolicy, stało się atrakcją turystyczną, że władze miasta przedłużyły pozwolenie na jego użytkowanie do 2028 roku. Taa… Powiedzcie to dzisiaj londyńczykom. Mogę założyć się o dużą kwotę, że będzie podobnie jak z Wieżą Eiffla. Miały być tymczasową budowlą, a stały się wizytówką, trwale związaną z konkretnym miastem. Tradycja!
Nie wszystkie jednak budowle były dobrze przyjmowane przez całość społeczeństwa – jak warszawski Pałac Kultury i Nauki „dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego”. Polityczne spory odeszły w niebyt i stały się historią, a pałac dalej pełni swoją kulturalną i usługową funkcję, będąc jednocześnie pomnikiem architektury wpisanym w panoramę naszej stolicy.
Jedyną dużą budowlą, która zniknęła z jej panoramy, była cerkiew (sobór prawosławny) zbudowana w 1912 roku na dzisiejszym Placu J. Piłsudskiego. Przetrwała ledwie kilkanaście lat. Mija właśnie równy wiek od rozpoczęcia jej rozbiórki w odrodzonej po zaborach Polsce. Cerkiew nie miała chyba szansy ocaleć w tamtym czasie, gdyż przez większość Polaków była traktowana jako symbol rusyfikacji.
Czy w naszym ukochanym mieście też wskażemy podobne miejsca? Oczywiście – ponownie wrosła w panoramę grodu odbudowana Wieża Klimek na Górze Zamkowej, widoczna już z wielu kilometrów. Niestety, wielu grudziądzan, w tym ja, nie może przeboleć rozbiórki „Jaja” na Placu Stycznia. Nie było zbyt ładne, ale TO BYŁO NASZE JAJO.
Czy doczekamy się jego powrotu,
tak jak wrócił Klimek?
Nasze Jajo
Gdzie się podziało „Jajo”?
Jak cierń wspomnienie tkwi.
”Spotkamy się przy Jaju…”.
Nasz punkt z minionych dni.
Wciąż zżera mnie nostalgia
i pamięć w przeszłość gna.
Czy znów się tam spotkamy?
Gdzie?– Miejsce każdy zna.
Od lat powiada się w Polsce, że „najtrwalsza jest prowizorka”. Postawi się jakąś budkę „na tymczasem”, a potem stoi ona przez lata, nabiera patyny. Kiedy jest sklepikiem spożywczym, zwłaszcza z wydzielonym miejscem, gdzie można usiąść, skonsumować to i owo przy pogawędce ze znajomymi, to już wrasta w lokalny klimat. Podobnie z małymi punktami usługowymi. Natomiast przysłowiowe są już ogrodzenia stawiane na czas budowy, które o lata przetrwały niejedną inwestycję. „Jak płot stoi i ochrania, to po co go rozbierać”?
Podobnie dzieje się nie tylko u nas. Większość ludzi nie tych lubi zmian, gdyż „przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. Dotyczy to nie tylko małych budowli, ale również i takich postawionych z rozmachem, za duże pieniądze, ale planowanych tylko na określony czas, mających uświetnić jakąś ważną datę czy wydarzenie. Rocznica mija, wydarzenie odeszło do lamusa historii, a budowla przetrwała i ”trwa mać”. Nikt z władz nie zająknie się nawet o ich rozbiórce, gdyż zniknąłby często charakterystyczny obiekt, po którym rozpoznaje się od razu miasto. Tradycja!
Przykładów jest dużo, rozsianych w Polsce i po świecie. Wspomnę tylko o dwóch. Pierwszym jest „Wieża Eiffla”, którą postawiono w mieście… – nawet nie muszę pisać, w jakim. Zbudowana została w 1889 roku, aby uświetnić wystawę światową i jednocześnie uczcić setną rocznicę rewolucji francuskiej. Po dwudziestu latach miała być zdemontowana, aby dalej symbolem ich stolicy pozostawała katedra Notre Dame. Dwadzieścia lat minęło, potem następne; dawno minął wiek od jej budowy i nawet w najbardziej szalonej głowie mera miasta nie przemknie iskra myśli o rozebraniu wieży „Żelaznej Damy”. Chyba że chciałby w trybie nagłym pożegnać się ze swoim publicznym stanowiskiem.
Projektant wieży, Gustave Eiffel, miał też udział w postawieniu Statuy Wolności w Nowym Jorku, oddanej w 1886 roku. Ona nie była jednak tymczasowa, chociaż również wzniesiono ją w okrągłą, ważną rocznicę – w stulecie ogłoszenia „Deklaracji Niepodległości St. Zjednoczonych” i była darem „od narodu francuskiego”.
Drugim przykładem, dużo bliższym naszych czasów, jest diabelski młyn, zwany Kołem Millenijnym lub Londyńskim Okiem. Jak pierwsza nazwa wskazuje – został postawiony w 1999 roku (udostępniony w marcu 2000) wyłącznie dla uczczenia nowego tysiąclecia, które miało się rozpocząć 1 stycznia 2001 roku (nie 2000, jak wielu błędnie myśli. Chociaż większość ludzi obchodziła huczniej sylwester 1999/2000, gdyż wtedy zmieniliśmy datę na ładną, okrągłą liczbę). Po pięciu latach miało zostać rozebrane. „Rozebrane”? Rozebrane?!”. Londyńskie Oko tak już wrosło w panoramę stolicy, stało się atrakcją turystyczną, że władze miasta przedłużyły pozwolenie na jego użytkowanie do 2028 roku. Taa… Powiedzcie to dzisiaj londyńczykom. Mogę założyć się o dużą kwotę, że będzie podobnie jak z Wieżą Eiffla. Miały być tymczasową budowlą, a stały się wizytówką, trwale związaną z konkretnym miastem. Tradycja!
Nie wszystkie jednak budowle były dobrze przyjmowane przez całość społeczeństwa – jak warszawski Pałac Kultury i Nauki „dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego”. Polityczne spory odeszły w niebyt i stały się historią, a pałac dalej pełni swoją kulturalną i usługową funkcję, będąc jednocześnie pomnikiem architektury wpisanym w panoramę naszej stolicy.
Jedyną dużą budowlą, która zniknęła z jej panoramy, była cerkiew (sobór prawosławny) zbudowana w 1912 roku na dzisiejszym Placu J. Piłsudskiego. Przetrwała ledwie kilkanaście lat. Mija właśnie równy wiek od rozpoczęcia jej rozbiórki w odrodzonej po zaborach Polsce. Cerkiew nie miała chyba szansy ocaleć w tamtym czasie, gdyż przez większość Polaków była traktowana jako symbol rusyfikacji.
Czy w naszym ukochanym mieście też wskażemy podobne miejsca? Oczywiście – ponownie wrosła w panoramę grodu odbudowana Wieża Klimek na Górze Zamkowej, widoczna już z wielu kilometrów. Niestety, wielu grudziądzan, w tym ja, nie może przeboleć rozbiórki „Jaja” na Placu Stycznia. Nie było zbyt ładne, ale TO BYŁO NASZE JAJO.
Czy doczekamy się jego powrotu, tak jak wrócił Klimek?
Nasze Jajo
Gdzie się podziało „Jajo”?
Jak cierń wspomnienie tkwi.
”Spotkamy się przy Jaju…”.
Nasz punkt z minionych dni.
Wciąż zżera mnie nostalgia
i pamięć w przeszłość gna.
Czy znów się tam spotkamy?
Gdzie?– Miejsce każdy zna.